 |
 |
Fatum albo... spółdzielnia
Zespół Górnika Zabrze w dwóch ostatnich meczach, w których jego rywalem był lider (Lech Poznań) i wicelider (Legia Warszawa) zdobył dwa punkty. Te cenne wyniki nie zmieniły jednak sytuacji zamykającej tabelę ekipy Henryka Kasperczaka, a co więcej, dystans do bezpiecznej strefy wciąż się nie zmienia.
- Gramy nieźle i mądrze, ale rywale z dołu tabeli też nie przegrywają - mówił w piątek po spotkaniu z Legią napastnik zabrzan, Robert Szczot.
Sobota i niedziela musiały jeszcze wyraźniej zirytować zabrzan, bo po raz drugi z rzędu odpowiedzią na ich remis z faworytami była... kolejka niespodzianek. Gdyby nie świadomość, że korupcyjne śledztwo wyczyściło atmosferę w polskiej piłce, można by odgrzać teorię "spółdzielni", która wskazała już pierwszego w tym sezonie spadkowicza, a wisienką na tym pieczonym przez zwolenników spiskowej teorii dziejów torcie byłoby niepodyktowanie przez sędziego prowadzącego mecz w Warszawie rzutu karnego za faul na Szczocie...
Patrząc jednak zdroworozsądkowo to sam Górnik jest sobie winien, bo to on jesienią spisywał się fatalnie i w efekcie wylądował na granicy spadku. Tamten koszmar wciąż jest kamieniem u szyi obecnej drużyny, która w czterech wiosennych meczach zdobyła sześć punktów. O ile jednak remisy z Lechem i Legią można traktować w kategoriach sukcesu to w następnych dwóch meczach podział punktów oznaczałby spory deficyt, a przecież zadania czekają niełatwe: wyjazdowe starcia z Piastem Gliwice i Śląskiem Wrocław...
źródło: Dziennik Zachodni
Redakcja www.Gornik.Zabrze.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, które są niezależnymi opiniami czytelników serwisu. Jednocześnie redakcja zastrzega sobie prawo do kasowania komentarzy zawierających wulgaryzmy, treści rasistowskie, reklamy, itp.
|